"Ósmego, przy gorzkiej herbacie".
Emocje, emocje, emocje… To one każą mi wstać o czwartej rano; nie pozwalają zasnąć, nawet kiedy mój malutki synek już zjadł swoją porcję mleczka i po przytuleniu słodko zasnął. Nie mogę spać, bo w głowie kotłują się myśli – jak było, jak fajni ludzie (z fajnymi żonami, mężami i dziećmi) przyjechali, ilu nas było, jak łatwo przypływały do głowy nuty starych harcerskich piosenek, jak serdecznie i bezstresowo spędziliśmy to wczorajsze, ciepłe popołudnie, wieczór, a niektórzy również noc... Ciepłą, wrześniową noc, pełną Wigierskich wspomnień i żartów wybuchających co rusz pod brezentem prawdziwego namiotu.
Robię sobie więc duży kubek gorącego Earl Grey'a i cofam się
trochę w czasie…
Najpierw była skromna idea: „A może by tak zrobić harcerskie
ognisko z gawędą i potem z kiełbaskami dla dzieci”? Idea wynikająca wprost z
potrzeby serca! Tak, tak -wszyscy jak dzieci tęsknimy do tamtych lat minionych;
do tej beztroski chodzenia przez kilka dni z plecakiem po polach i łąkach w
miejscowościach, o których nikt nigdy nie słyszał; do dymu z obozowego ogniska;
do wart nocnych – nawet tych „psich wacht”, w czasie których naprawdę cały obóz
już spał i nikt-a-nikt nie przychodził na nielegalną pogawędkę z wartowniczką…
To zostało gdzieś głęboko w nas wdrukowane - jest jak trawa w sercu, którą
można podeptać i zostawić ślad, ale i tak się odrodzi.
Idea była, a dzięki Arkowi i Maćkowi z Anią została wcielona
w czyn. Czyn! Tak bardzo harcerskie słowo! Powolutku ruszyły przygotowania i
nieformalna poczta pantoflowa – najlepsza sieć alarmowa, jaką kiedykolwiek
wymyślono ;-)
Dni mijały, siódmy września się zbliżał, a pytań było coraz
więcej. Byłam bardzo ciekawa jaką formę przybierze to nasze spotkanie. Kto
przyjedzie, jak ten „ktoś” się ma w tak zwanym dorosłym życiu, jak duże i
podobne do siebie ma dzieciaki, czy lubi się jeszcze zamyślić …i ile z siebie
może dać?
Napięcie rosło w miarę zbliżania się do soboty. W pośpiechu
codzienności próbowaliśmy dobudować do tego ogniska coś dla dzieci, coś dla
dorosłych, coś dla siebie… Trochę się rozrosła ta skromna myśl. Jak zawsze
brakowało czasu i rąk do pracy – ha, ha – to się akurat nie zmienia! Jeżdżąc
rowerem zaczepiałam ludzi na ulicy – czy wiedzą, czy przyjdą, czy można na nich
liczyć. Najczęściej już wiedzieli.
Nadeszła godzina „wu”. Mój malutki syn i mąż (harcerski
nieharcerz) okazali się bardzo współpracujący i pomocni tego dnia. Pierwszy
wcale nie płakał, a drugi nie marudził ;-) Dzielnie piastował pociechę - przez
całe ognisko nosił go na rękach, widziałam! Tak, żebym ja mogła się zrelaksować
i bawić, patrząc w uśmiechnięte twarze przyjaciół. I tu należy się krótka
relacja tym, którzy chcieli być z nami, ale z różnych powodów nie mogli.
Przemek – nasz pierwszy drużynowy, wszyscy nasi za granicami kraju i cały lud
pracujący.
***
Na początku był chaos.
Biedny Maciek i Arek z Andrzejem zostali jakby ze wszystkim sami (albo takie miałam
wrażenie). Uwijali się to przy namiotach, to przy linach, to przy ognisku. Andrzej jak zawsze był w kilku miejscach naraz i do tego jeszcze kręcił
film! Arek dzielił czas pomiędzy zakopywanie skarbu na bieg patrolowy, a pilnowanie dwójki synów. Maćka wcięło na drzewie. Ania O. dyrygowała gromadką szwendających się pod nogami maluchów –
zboczenie zawodowe. Oseski w wieku 4-6 lat nosiły po jednym naciągu …w kółko…
albo próbowały dotaszczyć koc, żeby było na czym położyć dwanaście kronik! Koc
wypadał z małych rączek, bo sam napis ZHP na nim jest większy od każdego z
nich. No, może nie od Krzysia Guzika. Krzyś to już pierwszoklasista – poważna
sprawa. Niezawodny od lat Godziu pojawiał się i znikał, aby dostarczyć
brakujące elementy układanki. Pomagali chłopcy z dwójki z Guciem na czele. Jak
zawsze - służba! Cieszę się, że jest już Młoda Zabuo, bo ona dostała fuchę
robienia zdjęć i mimo tego, że jej pewnie nie będzie na żadnym, cieszy się, że
może uwiecznić tą atmosferę. Efekty oceńcie sami. Last, but not least, dotarł też
komendant hufca dh Mateusz Buksa "Szwagier" z zastępcą, dh. Anią Kowalkowską. Mają bardzo intensywny dzień pomiędzy dwoma weselami! Ale są z
nami, pomagają „zrobić prąd” i podłączyć warnik na gorącą wodę do kawki (bo
Wigrasy są wyraźnie atechniczne), a potem podjadają ciasto Kasi i plotkują,
zapraszając do miasteczka harcerskiego na 80-lecie hufca (21-22.09.2013).
Pierwsze spotkania
przebiegały bardzo radośnie. Były osoby, których dawno się nie widziało, a
nawet takie, których nigdy!
Pierwszymi gośćmi,
których widzę z daleka, są Sławek z żoną Anią. Przyjechali z Krakowa, miało ich
nie być, ale zmienili plany - dla nas! Wjeżdża samochód na nie naszych
numerach. Wow, to Warmen z żoną Małgosią i synkiem Bolkiem - on zawsze znajdzie
pretekst, żeby dołączyć do takiego spotkania, dla jego rodziny nie ma rzeczy
niemożliwych, nawet jeśli mieszka na Mazowszu. O, idą jakieś filigranowe
harcerki. To siostry Moździurki z pytaniem „To mamy już wchodzić w ten mundur?”
Serio, Monika miała na sobie ten sam mundur, który pamiętam z mojego pierwszego
obozu w Srebrnej Górze (1996)! A jakie córki duże. Jak zwykle niezawodnie
pojawia się Asia Zimorska z Hanką i Ola popularnie zwana Żarówką z mężem
Tomkiem i małym Mateuszkiem. Obydwie angażują się w zajęcia i przekąski dla
dzieci: szybko powstaje stół pełen smakołyków, owoców i dwiema blachami ciasta
drożdżowego z jagodami (zbieranymi własnoręcznie przez Gustawa). Ola pilnuje, Maszeruje
jakiś duży facet z mikrodzieciątkiem zwieszonym jak koala na przedramieniu taty.
Jejku, to czterotygodniowy brzdąc od Asi i Lula. Ma śliczną, maleńką buzię i
przytula się do taty albo do mamy, trochę oszołomiony tym co się dzieje wokół. Najmłodszy
uczestnik zjazdu! Do grona młodych rodziców dołączył niedawno Żułty –
przywędrowali właśnie z małą Hanią (3 miesiące), bujaną w wózku przez Renatę.Przywędrował,
bo miał niedaleko, Krzyś Kowala z żoną Anią. Próbuje rozpoznać kogoś ze swoich
czasów i przypomnieć sobie numer drużyny. Licytujemy się na jedynki i trójki :-) Kolejne
harcerskie pary: oprócz Ani z Maćkiem z bliźniakami Krzysiem i Bartkiem, jest już
Gustaw z Kasią, poważnym synem Olkiem i wciąż upominającą się o tatę Basią, a
do tego dołącza Bogusia S. z Marcinem S. z dwójką młodzieży.Ze starszej ekipy
mamy jeszcze okazję poznać Komara, Terminatora, Globusa, Piklaka. Ktoś dumnie
kroczy z rodziną. To Frączuś z żoną Dorotą, ma już dwoje dzieci, jak on to
zrobił! Ania Szczygielska z familią reprezentuje także Becię, która musiała
wyjechać z Żor dosłownie dwa dni przed imprezą. Ale cóż to!? Zza namiotu
dochodzi niesamowity pisk – to Andzia z VI DH wskoczyła niemal na Moździurkę. W
ich spotkaniu widać było przyjaźń przez duże Pe – przeżytą w harcerstwie przez
duże Ha! Zobaczycie to na zdjęciach, bo dzielny fotograf to ujął. Z drugiej
strony atakuje gość specjalny - Sopel z Jastrzębia z synem Szymonem (ta chusta
na koszulce! ta odwaga po tatusiu!) i niezawodną gitarą, która przydaje się na
ognisku. W trakcie ogniska dołączyli do nas Iwan, Toudi i Magda Przeliorz. Tych
dwóch pierwszych można zaliczyć do fanklubu Wigrasów ;-) A ile młodzieży się
naszło. Monika z 3 DH, Chinol z Maksymilianem, Dregerek, Sasza, Faza. Przyszła
też Aneta Rut! I Krzysiu Brilla! I Ola Kieler! I ten przystojniak, Motyl! I
Kamyk z brodą! I Kornik! Kto mógł, zabrał pociechy i drugie połówki, które –
miejmy nadzieję – jakoś dobrze się tam czuły z nami… Radość powitań nie miała
końca. Mamy też Stokłosę z Gliwic, a właściwie w drodze z Paryża do Warszawy,
czy na odwrót… pogubić się można. A „najdalszym” gościem jest córka Moździurki,
skautka z Hiszpanii – o matko córką! one pokonały jakieś 3,5 tysiąca
kilometrów, żeby się z nami spotkać. Ale bez nich i bez tamtej ekipy to nie
byłoby to samo. Dziękuję. Wieczorem po pracy dotuptały jeszcze Sylwia i Magda z
Jedynki. Z pewnością nie wpisałam tu wszystkich, bo potem przestałam panować
nad tym co się dzieje! Przepraszam. Lista obecności mówi, że było nas ponad 130
osób.
Po przywitaniu
wszystkich w kręgu przez Maćka i Gustawa były aktywności dla małych i dużych
(pływanie kanadyjkami, spotkanie ze strażakami, mini-przeprawa linowa,
oglądanie kronik i zdjęć, kawusia, ploteczki itp.), a ostatecznie na 18.00
zarządzono ognisko obrzędowe. Oj, wyszliśmy z wprawy troszeczkę! Myliły mi się
chwyty gitarowe, zapominaliśmy salutować przychodząc i odchodząc, a w czasie
gawęd dzieciaki skrzeczały i wierciły się niemiłosiernie J
Ale czy to było najważniejsze? Nie. Najważniejsze, że mogliśmy siedzieć w kręgu
przyjaźni, który był - jest - i zawsze będzie otwarty dla ludzi pozytywnych,
idących przez życie z wiarą i uśmiechem, bo z takimi ludźmi trzeba się trzymać
w tym dziwnym kraju, w tych zwariowanych czasach!!! Gawęda Gustawa, teatralne
opowieści Warmena i wspomnienia młodszej kadry – Młodej Zabuo i Jelonka
przeprowadziły nas jakby przez trzy epoki istnienia środowiska Wigier. Ile było
wspomnień i śmiechu... I po raz pierwszy byłam na ognisku harcerskim, na którym
po puszczeniu iskierki pozwolono upiec kiełbaski ;-)
Ten nieformalny zjazd
przerodził się w taki przyjazny, trochę skautowy w klimacie piknik. Bez
ścisłego programu i bez organizatorów, sami dla siebie, my - i to, co każdy z
nas może dać od siebie do wspólnoty. Jedni pomagają fizycznie, inni pięknie
śpiewają „Hawiarską kolibę”, jeszcze inni robią zdjęcia czy kręcą film, aby to
uwiecznić. Każdy dał co miał najlepszego... Czułam się bardzo dobrze, otoczona
wyłącznie dobrymi ludźmi :-) Do tego stopnia dobrze, że rano wróciłam nad Śmieszek, posłuchać opowieści i anegdot od tych, którzy przy ognisku siedzieli do szóstej rano! To materiał na kolejną gawędę...
Było to pierwsze tego
typu spotkanie naszego środowiska (które liczy - bagatela - 24 lata). Nie chcę
myśleć czy będą następne zjazdy, nie chcę nic planować. Jeśli będzie potrzeba
płynąca z serca – sami się zorganizujemy za rok. Może ktoś inny zainicjuje,
może gdzie indziej to będzie? Zależy to dokładnie od każdego z nas. Więc dajcie znać. My przyjedziemy.
***
Harcerskie wspomnienia. Emocje. Niektórzy
mają to może schowane gdzieś głęboko na dnie serca, a inni może realizują to w
innych postaciach: w pracy, w podróżach, w przyjaźni, w rzetelności na co dzień,
w pasjach. Patrzę na moje śpiące dziecko… Czy ono będzie miało szansę na
przeżycie swojej harcerskiej przygody? Czy pozna tak fantastycznych ludzi, zyska
wrażliwość i samodzielność? A jeśli tak - czy dzięki temu otworzy się na świat,
będzie „dzielny i odważny”, będzie umiał realizować się w pracy i w
małżeństwie, będzie sprawny, zuch, chwat? Na pewno dam mu taką szansę[i],
szansę wyboru.
(…)
Od dzisiaj piję gorzką herbatę. Tej rano już nie
posłodziłam.
Będę ją sobie w myślach dosładzać wspomnieniami z najlepszych, harcerskich czasów.
Czuwajcie - czuwajmy.
Będę ją sobie w myślach dosładzać wspomnieniami z najlepszych, harcerskich czasów.
Czuwajcie - czuwajmy.
Ania Nowacka „Zabłocka”
[i] O ile jeszcze będą istniały drużyny w Żorach, bo z tym
jest kłopot. Może nawet mogłyby to być Wigry, jeśli znajdzie się taki wódz z
prawdziwego zdarzenia. Drużyna 1 ŚDH jeszcze istnieje, ale zabrakło mi na
ognisku obecnych harcerzy. Prawdziwych harcerzy. Miałam nadzieję, że przyjdą.